Temat: Kłótnie w związku

Ostatnio usłyszałam od koleżanki, że jak w związku nie ma spin, awantur, to ten związek nie powinien już istnieć, bo jest za spokojnie. Zgadzacie się z tym? :D 

EgyptianCat napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

bzdura wyssana z palca. My się z mężem dobraliśmy bardzo dobrze a i tak się czasem kłócimy. Każde z nas jest indywidualnie myślącą osobą i zdarza się nam mieć odmienne zdania na pewne tematy. Do tego czasem dochodzi zmęczenie obowiązkami, więc i kłótnie się zdarzają. Poza tym kłótnia czasem wprowadza takie oczyszczenie atmosfery. Ważne, żeby umieć po kłótni pogadać i problem rozwiązać a nie strzelić focha a po tygodniu zacząć rozmawiać jakby nic się nie stało a sprawa nadal wisi w powietrzu i czeka na kolejną kłótnię. Ja bym się raczej zastanawiała dlaczego ludzie się nie kłócą w związku? Bo w to że mają identyczne zdanie w 100% przypadków nie uwierzę. Zazwyczaj po prostu jedna osoba ulega żeby mieć święty spokój albo faktycznie mają na siebie wywalone i ich po prostu nie rusza co ta druga osoba mysli czy robi. Najgorsze są skrajności moim zdaniem - albo kłótnie o wszystko, dla zasady i robienie jazd o pierdy na skalę światową, albo w drugą stronę - totalny marazm w związku, mijanie się, nie rozmawianie ze sobą więc i nie ma się o co pokłócić. 

Jak się ze sobą nie zgadzamy to przegadujemy dany temat, zamiast rwać szaty i wrzeszczeć. Co w tym takiego niezwykłego? Różnica zdań nie musi automatycznie przerodzić się w kłótnie. Ich brak nie wynika z pełnej zgodności, ustępowania dla świętego spokoju czy tego, że komuś już nie zależy. Wynika z umiejętności rozmowy, niewyładowywania swoich problemów na partnerze i nie wiercenia sobie wzajemnie dziur w brzuchu o byle pierdołę.Spiny, o których napisała LessLessLess są normalne, ale krzyki, obrażanie się, ciche dni i wszelkie przejawy braku szacunku, to nie jest norma. A tym są dla mnie kłótnie. Przerobiłam oba scenariusze związku i za nic w świecie nie chciałabym już być z kimś, kto musi prowokować kłótnie, żeby dojść do konsensusu.

W sumie miałam na myśli takie szeroko pojęte kłótnie:) Nie koniecznie darcie japy, krzyki, obrażanie się czy brak szacunku, wyzywanie się od najgorszych i wszelakie patusopodobne akcje :) Miałam ogólnie na myśli wszelaki brak zgodności nie rozwiązany spokojną rozmową, więc również wszelakie podnoszenie głosu (nie koniecznie krzyk na pół osiedla) i ostrzejszą wymianę zdań :) W sumie nasunęłaś mi teraz myśl, że każda z nas inaczej może definiować kłótnie, więc też odpowiedzi mogą być zupełnie różne :)

Pasek wagi

Karolka_83 napisał(a):

EgyptianCat napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

bzdura wyssana z palca. My się z mężem dobraliśmy bardzo dobrze a i tak się czasem kłócimy. Każde z nas jest indywidualnie myślącą osobą i zdarza się nam mieć odmienne zdania na pewne tematy. Do tego czasem dochodzi zmęczenie obowiązkami, więc i kłótnie się zdarzają. Poza tym kłótnia czasem wprowadza takie oczyszczenie atmosfery. Ważne, żeby umieć po kłótni pogadać i problem rozwiązać a nie strzelić focha a po tygodniu zacząć rozmawiać jakby nic się nie stało a sprawa nadal wisi w powietrzu i czeka na kolejną kłótnię. Ja bym się raczej zastanawiała dlaczego ludzie się nie kłócą w związku? Bo w to że mają identyczne zdanie w 100% przypadków nie uwierzę. Zazwyczaj po prostu jedna osoba ulega żeby mieć święty spokój albo faktycznie mają na siebie wywalone i ich po prostu nie rusza co ta druga osoba mysli czy robi. Najgorsze są skrajności moim zdaniem - albo kłótnie o wszystko, dla zasady i robienie jazd o pierdy na skalę światową, albo w drugą stronę - totalny marazm w związku, mijanie się, nie rozmawianie ze sobą więc i nie ma się o co pokłócić. 

Jak się ze sobą nie zgadzamy to przegadujemy dany temat, zamiast rwać szaty i wrzeszczeć. Co w tym takiego niezwykłego? Różnica zdań nie musi automatycznie przerodzić się w kłótnie. Ich brak nie wynika z pełnej zgodności, ustępowania dla świętego spokoju czy tego, że komuś już nie zależy. Wynika z umiejętności rozmowy, niewyładowywania swoich problemów na partnerze i nie wiercenia sobie wzajemnie dziur w brzuchu o byle pierdołę.Spiny, o których napisała LessLessLess są normalne, ale krzyki, obrażanie się, ciche dni i wszelkie przejawy braku szacunku, to nie jest norma. A tym są dla mnie kłótnie. Przerobiłam oba scenariusze związku i za nic w świecie nie chciałabym już być z kimś, kto musi prowokować kłótnie, żeby dojść do konsensusu.

W sumie miałam na myśli takie szeroko pojęte kłótnie:) Nie koniecznie darcie japy, krzyki, obrażanie się czy brak szacunku, wyzywanie się od najgorszych i wszelakie patusopodobne akcje :) Miałam ogólnie na myśli wszelaki brak zgodności nie rozwiązany spokojną rozmową, więc również wszelakie podnoszenie głosu (nie koniecznie krzyk na pół osiedla) i ostrzejszą wymianę zdań :) W sumie nasunęłaś mi teraz myśl, że każda z nas inaczej może definiować kłótnie, więc też odpowiedzi mogą być zupełnie różne :)

Słuszna uwaga. Na początku takich tematów trzeba by ustalić, co autor miał na myśli. :) Dla mnie taką podstawową różnicą między spiną, a kłótnią jest czas trwania. Po 5-10 minutowej spinie wszystko wraca do normy, w przypadku kłótni napięcie utrzymuje się znacznie dłużej. Tego drugiego u nas nie ma. Ostrzejszej wymiany zdań też nie, bo naprawdę nie mamy ku temu żadnych powodów. Naprawdę nie wiem, nawet tak przykładowo, o co mielibyśmy się 'żreć'. 


Podam przykład takiej spiny z dziś, która moim zdaniem nijak się pod kłótnie nie zalicza. Mamy ustalone, że koci żwirek do bieżącego użytku jest w dwóch plastikowych pudłach. Tak jest znacznie wygodniej, niż każdorazowo przynosić kilkukilogramową torbę. Wczoraj w nocy, tuż przed położeniem się spać sprzątałam kuwetę. Okazało się, że jest tylko żwirek zapachowy, a pudło na ten zwykły jest puste. Mój mąż już spał, a torba ze żwirkiem była w komórce na zewnątrz (zamkniętego już) domu. Podniosło mi się ciśnienie, ale dosypałam trzy razy więcej niż normalnie żwirku zapachowego i było po sprawie. Dziś rano, totalnie spokojnie, streściłam mężowi sytuację i zaznaczyłam, że jeśli znów zostawi puste pudełko, to go następnym razem obudzę i sam będzie kuwetę ogarniał. No i koniec pieśni. Ja nie nakręciłam super dramy, a on nie zaczął mi się odgrażać, że jeśli go obudzę to mnie zabije. ;) Tak to u nas wygląda i na tej podstawie stwierdzam, że się nie kłócimy.  

Kazdy inaczej widzi swój związek, jednak uważam, że w takim w którym pojawiają się dzieci awantur nie powinno być. Można mieć inne zdanie, spiąć się, ale unikać podnoszenia głosu, obrażania, agresji. Partner może odejść jak go krzywdzimy, dziecko nie może odejść, jest w potrzasku. A nawet jak się jest najlepszym tatą czy mamą, to kiedy dziecko słyszy jak się krzywdzi drugiego rodzica słownie to ono to czuję jako uderzenie w siebie. Przynajmniej ja tak to doswiadczalam jako dziecko, zresztą nadal kiedy rodzice się atakują to ja czuję ból. Skoro dorosła osoba ma problem z tym żeby się zdystansować to dziecko tym bardziej. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.