Tydzień był grzeczniejszy niż poprzedni i nagroda w postaci spadku wagi, Yes :)
Nie kuszą słodycze, ani inne takie. Znaczy może i kuszą, ale twarda jestem :) Dziś lasania na obiad, to i waga trochę wzrośnie zapewne, ale nic to. Zalecana jest dieta 80/20, czyli ta lasania w dopuszczalnej normie, tak akurat, żeby nie zwariować.
Niby marzyło mi się 62 do świąt, ale niech tam. W końcu nigdzie mi się nie spieszy, a będzie motywacja na wiosnę :)
Ogarnęłam fazę bananową i pozwalam sobie tylko na dwa banany dziennie. Poranna owsianka z bananem musi być :) 1,5 banana rano i połóweczka na kolację w ramach posiłku potreningowego.
Pobijam własne rekordy na bieżni, oglądając Dom z papieru. Może prędkość i dystans nie powala, ale kiedy schodzę z zawrotami głowy, znaczy że było ostro, na moje możliwości. Najważniejsze, że mokra i zadowolona i do puli kroków nadrobione prawie 5 tysięcy.
Powoli przygotowuje się do świątecznej rozpusty. Spis zakupów i potraw zrobiony. Nawet już galareta przygotowana i w zamrażalniku czeka na wykończenie./Dzięki Julka za pomysł/. Dziś może zrobię klopsiki z pieczarkami, jutro może bigos i rybę po grecku. Postanowiłam nie kupować gotowych blatów tortowych, bo to poza tym że chemia, to w ogóle nawet biszkoptem nie smakuje. Więcej roboty z pieczeniem mnie wobec tego czeka, ale warto mieć coś czego skład się zna, w dodatku niskokaloryczne. A mam patent na biszkopt z czasów Dukana :) No i musze uważać z gotowcami, bo moje jelita ich nie lubią. A rozchorować się w święta nie zamierzam.