Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Chyba pora coś zmienić bo cukrzyca puka do drzwi...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3689
Komentarzy: 51
Założony: 13 stycznia 2025
Ostatni wpis: 19 kwietnia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tetania

kobieta, 34 lat, Tak

172 cm, 73.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 lutego 2025 , Skomentuj

Cześć. Dzisiaj dzień z cyklu nie chce mi się, czyli zakładałam że nic nie pochodzę na orbitreku. Poszłam nawet na późną drzemkę, bo zmuliło mnie po pizzy. I tak spałam do 19...

No ale jak wstałam, chwilę posiedziałam to poczułam, że fajnie byłoby się poruszać trochę. I zrobiłam leniwy trening. 

Od wczoraj pije kefir, żeby oczyścić się po tym zatruciu. Jem już w zasadzie normalnie. Miałam dzisiaj straszną zachciankę na czekoladę mleczną... Dawno nie jadłam. Na razie się nie złamałam, ale nie wiem co będzie bo jestem przed okresem.

3 lutego 2025 , Skomentuj

Witajcie. Miałam wrócić do orbitreka w przyszłym tygodniu, po okresie, bo za 4 dni mam, ale dzisiaj jakoś wieczorem siedziałam na kanapie i zakiełkowała mi w głowie myśl, że sobie pochodzę zamiast siedzieć tak bezczynnie? No i pochodziłam pół godziny. W tempie wolnym, ale myślę że lepsze to niż nic. 

Do liczenia kalorii na razie nie wracam, zobaczę, co będzie po tym tygodniu. Dzisiaj na obiad mąż przywiózł 4 różne pizze... Jestem dumna z siebie bo zjadłam tylko po jednym kawałku każdej. Na jutro jeszcze zostało :D Staram się jeść świadomie i nie przejadać. Jem 5 posiłków dziennie, żeby nie czuć głodu. Muszę się wzmocnić po ostatnich krewetkowych przebojach. I urozmaicać się dietę staram. Dzisiaj jadłam pomarańczę i sałatę roszpunkę, których chyba z lata nie jadłam.

Dalej niestety mam bradykardię :/ i jakiś kaszel do tego, a nie jestem przeziębiona. Wiem że w arytmii kaszel pobudza serce do pracy i faktycznie po kaszlu tętno mi rośnie z 55 do 65. Aż bałam się brać magnez i przez 2 dni nie brałam, bo obniża tętno. No i chwycił mnie dzisiaj skurcz łydki rano i do tej pory trzyma. Na szczęście nie jest jakoś mocno bolesny. Bywało dużo gorzej. Wezmę ten magnez. Mam jakieś duszności a mąż powiedział że to kałdun naciska mi na płuca.XD

1 lutego 2025 , Skomentuj

Witajcie. Powoli wracam do żywych. Trochę mnie nie było, co było niezamierzone. W tym czasie nic nie orbitrekowałam. Wszystko przez potężne zatrucie pokarmowe. Jak jesteście wrażliwi na takie tematy albo coś jecie to nie czytajcie dalej...

Wszystko zaczęło się w poniedziałek rano. Już mi było tak dziwnie. No ale zjadłam normalnie śniadanie - owsiankę z truskawkami i siadłam do pracy.

Z godziny na godzinę czułam się coraz gorzej... Taka ciężkość na środku brzucha... Myślałam, że to może jakieś gazy mi zalegają więc wzięłam espumisan. Nie pomógł i jeszcze zrobiło się niedobrze... Ratowałam się najpierw herbatą miętową, a potem podwójnym rumiankiem...

No i po nich nastąpiła kulminacja. Dobrze że pracuję z domu i już wtedy kończyłam. Oblały mnie zimne poty i złapały dreszcze. Jeszcze doszły zawroty głowy mega silne... Po ścianach doczołgałam się do kibla. I tam myślałam że zejdę. Jeszcze nigdy nie miałam rozwolnienia i wymiotów jednocześnie... tak, z braku wyjścia wymiotowałam prosto na podłogę.

Nie wiedziałam co robić bo nigdy tak nie miałam. Zawsze uważałam, że mam silny żołądek, mogłam jeść wszystko i dużo i nic mi nie było. Zadzwoniłam do męża co robić, jakiś SOR czy co. Powiedział mi że to pewnie zatrucie pokarmowe i żebym poczekała.

Łącznie wymiotowałam w ciągu dnia 4 razy... Ostatni raz wymiotowałam 10 lat temu, więc taka kulminacja mnie zniszczyła. Było mi mega niedobrze, słabo, dreszcze, ogromny ból brzucha. 

Prawdopodobnie to przez te cholerne krewetki. Mąż przeczytał, że niektóre osoby mają po nich silną alergię pokarmową. Ja nigdy wcześniej nie jadłam krewetek. Naszło mnie na nie przez to, że przez 2 tygodnie codziennie jadłam prażynki krewetkowe z biedry (mają 24% krewetek niby) i bardzo mi smakowały. A potem zobaczyłam w biedrze całą lodówkę krewetek. Naczytałam się jakie to zdrowe, jakie wspaniałe na diecie bo same białko i omega-3... No i w końcu kupiłam. Dobrze że tylko jedno opakowanie. Dla ułatwienia wzięłam już obrane, oczyszczone bez głowy i w ogóle gotowane, bo czytałam że trzeba je obierać i wyciągać gówna a nie umiem więc na pierwszy raz chciałam sobie ułatwić. Kosztowały 20 zł za parę sztuk więc myślałam, że to produkt premium... A że były gotowane to myślałam że to jeszcze lepiej bo wszystkie bakterie unicestwione... Wrzuciłam tylko na rozgrzaną oliwę do zrumienienia... No i następnego dnia kuchenne ewolucje. Teraz wiem że to był produkt najgorszego sortu, pewnie z Indii i hodowane w Gangesie, a że nie miały głów to już na bank były zepsute. Czytałam że hodowcy tak robią, żeby zarobić. Zepsutym odrywają głowę i sprzedają.

Najśmieszniejsze że mężowi nic nie było, tylko miał lekkie ćmienie na żołądku. Ja następnego dnia wolne z pracy, bo z bólu brzucha nic nie spałam, przez całą noc się męczyłam i nie mogłam ułożyć... Jako że wolne w domu to jak to ja wzięłam od razu po wstaniu zaczęłam myć naczynia... Noszę zawsze opaskę garmina bo liczy kroki. I po 3 talerzach czuję że coś nie tak, strasznie mi się zrobiło gorąco, usiadłam, patrzę na opaskę, a tam tętno 130... Przy myciu naczyń... To na orbitreku żeby mieć takie tętno muszę się nieźle napocić, wręcz biec, a tu przy zwykłym staniu przy zlewie i ruszaniu rękami mi skoczyło! Wystraszyłam się i resztę dnia już odpoczywałam... Na koniec dnia opaska pokazywała mi ponad 300 spalonych kalorii aktywnych, a mój cały ruch tego dnia to było 1600 kroków, robionych z kanapy do kibla... Jak tylko się ruszałam moje tętno szaleńczo rosło. A w spoczynku spadało nawet do 47...

Przeczytałam że to może być przez odwodnienie bo w dzień zatrucia nie byłam w stanie nic pić, bo nawet na myśl o wodzie chciało mi się wymiotować. Drugiego dnia już przynajmniej ta woda mi wchodziła więc zaczęłam uzupełniać płyny. Piłam jak najwięcej. Dieta wchodziła w grę tylko lekkostrawna i w minimalnych ilościach rozłożonych na wiele posiłków co 2 godziny. Było mi niedobrze, ale musiałam jeść bo jak załączał mi się głód to było jeszcze bardziej niedobrze. Mąż mi kupił jakieś biszkopciki, chrupki kukurydziane i bananki. Gotowałam sobie ryż z jabłkiem i marchwiankę. Bułeczka z dżemem bez masła. Dieta jak w dzieciństwie normalnie... I tak przez kilka dni.

Dieta lekkostrawna, jakkolwiek dobra dla żołądka, jest mało odżywcza i słaba dla osób ze skokami cukru. I jest monotonna, pszenno-kukurydziana i cholernie słodka. Przez nią nabrałam awersji do słodkiego smaku. Jako że już od 2 tygodni nie jadłam słodyczy, wszystko wydaje mi się za słodkie. Biszkopty, obrzydliwie słodkie aż mnie po 2 już mdli. Banany - aż dziwne że to występuje w naturze. Są ohydne i więcej niż pół nie mogłam zjeść. 

No ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło... Stanęłam dziś na wadze a tam..76,35 kg! W 5 dni poleciało 2 kg i nie jest to sama treść pokarmowa bo treść pokarmowa nadal siedzi w moich jelitach bo padły na tej klajstrującej diecie lekkostrawnej i się nie załatwiam już od tego przeczyszczenia przy zatruciu. W brzuchu się zmierzyłam, spadło aż 3 cm! Na twarzy schudłam, mąż mi mówił, że mam bardziej pociągłą twarz i jestem jakaś drobniutka. 

Mimo wszystko nie polecam zatrucia jako sposobu na odchudzanie bo czuję się nadal słabo, mam tętno 55 i nie wiem czy czegoś mi to nie uszkodziło... Mam tą cholerną tężyczkę czyli zaburzenia elektrolitowe. Wczoraj przy myciu wypadła mi masa włosów... Teraz będę się starała by moja dieta była maksymalnie odżywcza (czyli ile dam radę bo nie dam rady jeść 100% zdrowo). Jeszcze nie jem normalnie, nie mogę jeść na raz za dużo bo szybko się żołądek zapełnia i czuję ucisk. Wczoraj dopiero ostrożnie wprowadziłam chudy nabiał, dzisiaj na obiad kurczaka pieczonego, no i kiszonki żeby ruszyć jelita. Przez następny tydzień będę się skupiać na odżywianiu i urozmaicaniu diety. Nie będę liczyć kalorii. Orbitrek na razie out - nawet nie wiecie jak mi przykro że nie będę miała ciągłości w treningach. Tak mi dobrze szło, a teraz mam zadyszkę przy chodzeniu do kibla. Zerowa kondycja.

Krewetki idą w odstawkę na zawsze. Nawet miłość do prażynek krewetkowych przeszła mi bezpowrotnie. Oddam mężowi. Wracam do starych, dobrych cheetosków. Kupiłam dzisiaj po dużej paczce każdego smaku. Tak, niezdrowe, ale dla mnie to jedyny produkt spożywczy, który pobudza moje leniwe jelita. No i jakieś comfort food muszę mieć, nie dajmy się zwariować.

26 stycznia 2025 , Skomentuj

Cześć. Weekend jak zwykle zleciał szybko... Pogoda dzisiaj była do kitu. Padało cały dzień bez przerwy więc nici ze spaceru. 

Postanowiłam dać z siebie więcej na orbitreku, bo dzisiaj już 2 tygodnie mijają od ćwiczeń. Więc zwiększałam sobie obciążenie i tętno.

Wkroczyłam już w drugą, gorszą połowę cyklu i czuję się gorzej. Nachodziły mnie dzisiaj myśli typu co ja zrobiłam, czemu zaprzepaściłam to co osiągnęłam w zeszłym roku... Mogłam chociaż utrzymać tamtą wagę 68 kg to przynajmniej nie startowałabym teraz z 80...

Czuję się źle w swoim ciele. Jedyna pociecha że jeszcze przez jakieś 2-3 miesiące będzie zimno i nie będę musiała go odsłaniać. 

Jedzenie dziś:

jajecznica, pół bułki, olej rydzowy

jabłko, kawałek pizzowca

grochówka

10 krewetek smażonych na oliwie, kawałek pizzowca, prażynki krewetkowe.

1700 kcal

25 stycznia 2025 , Skomentuj

Witajcie! Dzisiaj w końcu stanęłam na wadze, żeby sprawdzić czy moja dieta działa. I zobaczyłam 78,5 kg! Bardzo się cieszę, schudłam w tydzień ponad kilogram, a dokładnie 1,3 kg z czego waga pokazuje że aż 700 g to tkanka tłuszczowa. Fajnie byłoby co tydzień widzieć taki spadek...rozmarzyłam się. Według Fitatu mój cel (60 kg) osiągnę teraz 11 października 2025 (za 37 tygodni) a nie 1 listopada (40 tygodni), jak to pokazywało na początku.

W obwodach wszędzie spadło dokładnie po centymetrze. Już od paru dni czułam, że moja kurtka zimowa jest luźniejsza, ale myślałam, że może mi się tylko wydaje. 

Jeszcze tylko -3,5 kg i będzie nagroda. Nie mogę się doczekać!

Pogoda miała być wiosenna, a jak wyszliśmy na spacer siąpił lekki deszcz i wiało. To tyle o tej temperaturze "na plusie".

Poćwiczyłam dzisiaj więcej. Oprócz orbitreka zrobiłam 20-minutowy trening z gumami na pośladki (robię ciągle ten sam) oraz znalazłam sobie jakiś trening na garba. Bo zauważyłam w lustrze, że robi mi się garb...No cóż, dużo się garbię po prostu, pora zacząć coś z tym robić. Muszę coś znaleźć na lepszą postawę, najlepiej od jakiegoś fizjoterapeuty.

A moje jedzenie dzisiaj wyglądało tak:

jajecznica z 2 jaj z pieczarkami i cebulą, pół bułki, olej rydzowy,

jabłko

grochówka - z mrożonki, ugotowałam wielki gar na parę dni. Wyszła tak sycąca, że najadłam się jedną miską i do wieczora czułam sytość, na upartego mogłabym już nawet nic nie jeść, ale lubię jeść więc wykorzystałam swoją pulę kalorii.

pizzowiec, prażynki krewetkowe, kakao to niezdrowe z cukrem.

Dzień kończę na 1700 kcal. 

24 stycznia 2025 , Skomentuj

Witajcie!

W końcu weekend. Przypływ nowej energii. Dzisiaj ptaki tak śpiewały za oknem, jakby już była wiosna... Przyszły tydzień ma być temperatura na plusie. 

Wczoraj ten olej rycynowy niby pomógł, ale po obudzeniu się znowu było to samo... opuchnięta i szczypiąca pięta. Posmarowałam od razu olejem. Przed snem dzisiaj posmaruje Voltarenem.

Przez nogę i dziwne kłucia na plecach chodziłam na orbitreku dość oszczędnie. 30 minut ale wolnym tempem i prawie nie używałam rąk.

Po obiedzie zaczęłam robić pizzowca. Moje drugie podejście. Tym razem wyszedł idealny! Odjęłam z przepisu oleju, wstawiłam do nagrzanego piekarnika na 180 stopni i piekłam 40 minut. 15 minut przed końcem przykryłam z wierzchu papierem do pieczenia by się nie spalił. Ciasto miękkie, nie przypalone, nie spieczone i sucho jak ostatnio. I sycące, bo dałam mąkę 850.

Co dzisiaj jadłam:

Owsiankę,

1/2 bułki z olejem rydzowym i twarogiem półtłustym, jabłko,

na obiad kasza gryczana, warzywa na patelnię i reszta twarogu,

na kolację pizzowiec, jeszcze ciepły!

Całość wyszła ok. 1700 kcal.

Nie byłam na drzemce, żeby wreszcie położyć się spać normalnie w nocy i rano wstać w miarę wcześnie :)

23 stycznia 2025 , Skomentuj

Witajcie.

Dzisiaj już się nastawiałam, że nie poćwiczę. Przez stopę. Od dwóch dni boli mnie pięta tak że nie mogę na niej stawać. W pracy zobaczyłam że jest spuchnięta i ciepła. 

Ale po obiedzie zrobiłam sobie opatrunek z oleju rycynowego i poszłam na 2 h drzemki. Pomogło! Trochę jeszcze boli, ale mniej. Tak więc dałam radę zaliczyć orbitrek.

Zachodzę w głowę skąd te dziwne objawy się biorą. Jak jadłam dużo i niezdrowo nie było aż tak źle. Miałam tylko dolegliwości związane ze stanem przedcukrzycowym, ale już się do nich przyzwyczaiłam. Objawy tężyczki były jakby w uśpieniu, bo na to że czasem mi mięsień zadrga w ciągu dnia nie zwracam uwagi. Teraz się odchudzam i ciało zaskakuje mnie prawie codziennie. Nowy dzień, nowy głupi objaw. 

Może to jakieś oczyszczanie się z toksyn, nie wiem. Niby w tkance tłuszczowej są upakowane  toksyny więc może się uwalniają podczas odchudzania.

Dzisiaj mój dzień jedzenia wyglądał tak:

warzywa na patelnię z 2 jajkami,

1/2 bułki z olejem rydzowym i twarogiem półtłustym, jabłko,

zupa kartoflanka z golcami,

mozarella light z pomidorkami i olejem z dyni, pół bułki, prażynki krewetkowe.

Całość jakieś 1700 kcal. 

W ogóle grzebiąc w domowej apteczce znalazłam całe opakowanie witaminy D ważne do lutego. Muszę je zjeść :P na szczęście mała dawka 1000 j.m. to dam radę. Będę brać po 3 dziennie. Pewnie teraz mam niedobór tej witaminy, bo nic nie suplementuje, a słońca nie ma. Kupiłam z 2 lata temu jak mi neurolog kazał brać na tężyczkę, ale nie brałam, bo się bałam. Miałam taką akcję że lekarze mi wmawiali że przedawkowałam witaminę D (miałam poziom 70, a norma do 100) bo wyszły mi w badaniu piramidy nerkowe. A to ginekolog mi kazał suplementować 8000 j.m. dziennie tylko nie powiedział jak długo i brałam chyba z rok. Długo by opowiadać, może kiedyś opiszę. Teraz zmykam.

22 stycznia 2025 , Skomentuj

Witajcie.

Dzisiaj znowu okropnie się czułam, tak jak w niedzielę. Wstałam smutna i rano płakałam. To chyba przez za dużo ćwiczeń wczoraj. Jeszcze obolała jakaś jestem.

W ciągu dnia poszłam na drzemkę, ale nie mogłam zasnąć. Leżałam przez 50 minut. Mimo wszystko nie żałuję, bo czułam się osłabiona i było mi strasznie zimno. Przynajmniej się rozgrzałam.

Trening na orbitreku dzisiaj spokojniejszy i bez używania rąk, bo podejrzewam że ból pleców może być od tego. Rok temu jak chodziłam na orbitreku dostałam zapalenia żeber. Nie chcę przesadzać.

Jadłam dziś:

owsiankę,

bułkę z masłem orzechowym i jabłko,

pierogi z kapustą i kołduny z barszczem czerwonym,

sałatkę z kurczakiem, pekińską i pomidorkami, prażynki krewetkowe.

Dzisiaj kalorie liczone trochę na oko. Jakieś 1700 kcal. Po obiedzie czułam się bardziej najedzona niż zwykle. Brakowało mi takiego jedzenia. Uwielbiam pierogi! Barszcz za to był dla mnie za słodki. Chyba zmienił mi się próg tolerancji na cukier. To dobrze.

21 stycznia 2025 , Skomentuj

Cześć!

Kolejna słaba noc za mną... Zamęczy mnie to wstawanie do kibla. Najgorsze, że pomimo picia dużej ilości wody w ciągu dnia przed snem suszy mnie najbardziej i muszę mieć tą szklankę wody przy łóżku i wziąć chociaż dwa łyki co pewien czas, bo inaczej wszystko mi w buzi wysycha. A potem ciągle biegam sikać.

Mam nowy nieciekawy objaw: kłuje mnie trzustka! Odkąd zrobiłam OGTT doskonale wiem gdzie jest. Bo po tym badaniu moja trzustka zwariowała i przy każdym posiłku czułam skurcze i jakby burczenie w tym miejscu. Strasznie się zeschizowałam że się uszkodziła, ale po paru dniach przestała się odzywać.

To znaczy kłuła mnie w dzień, teraz czuję jakiś ból z tyłu pleców z lewej strony, jakby coś blokowało nerkę. Mam nadzieję, że przejdzie.

Doznałam dzisiaj olśnienia odnośnie diety, tzn. mam już plan. Chcę zrzucić 10 kg w 3 miesiące, zrobić 2 tygodnie diet break i potem znowu wrócić na redukcję i ją dokończyć.

Poćwiczyłam dzisiaj zamiast drzemki, co prawda moja wydolność raczej była słaba, ale zrobiłam 20 minutowe ćwiczenia z gumami na pośladki, 30 min na orbitreku i 10 minut hula hop.

Jadłam to samo co wczoraj, tylko na śniadanie zamiast owsianki jajecznicę. 1700 kcal dziś.

20 stycznia 2025 , Skomentuj

Witajcie.

Dzisiaj znowu źle spałam. Zasnęłam dopiero po 4. Śnił mi się jakiś koszmar - mogło być niedocukrzenie. W pracy byłam śpiąca, a po obiedzie od razu poszłam na drzemkę. Miała trwać 1,5 godziny a wyszło 2,5. No cóż. Dopóki popołudniami jest ciemno, nie będę sobie robić wyrzutów. Przez słabą jakość powietrza i tak bym nie poszła na spacer.

Co dziś jadłam?

Owsiankę z truskawkami i orzechami włoskimi.

Bulkę z masłem orzechowym i jabłkiem.

Zupę z wczoraj na obiad.

Na kolację sałatka z kurczaka, kapusty pekińskiej, kukurydzy, pomidorków, pora i oleju z dyni. Kawałek pizzowca (Mąż zjadł już pół blachy, ja 2 kawałki małe :)) Banan. Trochę prażynek krewetkowych.

Stanęło na 1700 kcal. Dzisiaj już chyba miałam normalny apetyt. Ciężko było mi stwierdzić, bo chciałam go nie mieć jak wczoraj. Ale chyba wrócił. Brak apetytu byłby niezłym ułatwieniem. Redukcja szła by tak gładko.

Czułam parę razy w ciągu dnia głód. Największy po pół godzinie treningu na orbitreku. Dostałam potem znowu hipoglikemii, oblewały mnie zimne poty, trzęsawka i ból głowy. Zjadłam banana i od razu przeszło.

Muszę się z tym oswoić. Jak prawie pół roku jadłam bez opamiętania i napychając się, zapomniałam co to głód między posiłkami. Teraz żeby organizm czerpał z tych rezerw tkanki tłuszczowej co zgromadziłam, muszę trochę się pogłodzić. Dać insulinie opaść. Nie ma innego wyjścia.

Kolacje jednak zjadłam dziś sporą, bo boję się być głodna przed snem. Nienawidzę tego uczucia. Jak się kładę głodna dostaję wtedy duszności. Jest to nieprzyjemne.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.