Pamiętnik odchudzania użytkownika:
wojtekewa

kobieta, 53 lat, Kolorowe Wyspy

164 cm, 92.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

31 grudnia 2019 , Komentarze (6)

Nigdy nie lubiłam sylwestra bo z czego miałam się cieszyć, że przybywa mi lat? Ten fakt jakoś nie napawał mnie optymizmem, choć z drugiej strony może jestem jak wino im starsza tym lepsza? Jednak myślę, że z upływem czasu stałam się cierpliwsza (tak mi się wydaje), bardziej emocjonalna (umiem powiedzieć co mi jest, podzielić się radością, tym smutkiem czy przygnębieniem nie bardzo), umiem krzyknąć i powiedzieć co mnie boli (choć nie zawsze), ale też więcej się wkurzam i denerwuję. Nauczyłam doceniać się to co mam i cieszyć się drobnostkami. Na rok 2019 nie robiłam specjalnych planów  więc nie mam się z czego rozliczać. Jednak na ten rok zrobię kilka, abym mogła za rok sama przed sobą się rozliczy. Bo z jednej strony chodzi, aby je zrealizować, ale z drugiej, aby dążyć do ich spełnienia. Nie zaplanuję sobie, że w ciągu kwartału schudnę 25 kg bo przede wszystkim tego nie osiągnę (skoro na moją otyłość pracowałam przez 20 lat) to trudno, abym zdrowo i skutecznie osiągnęła 6 z przodu wciągu kwartału. Nie zaplanuję, że przejdę na wegetarianizm bo za bardzo lubię lokalną kiełbaskę jałowcową. W moich planach nie będzie także tego, ze codziennie będę biegała po 15 km bo po 2 km potrzebowałabym pogotowia z aparatem tlenowym i ortopedy od kręgosłupa i kolan… Więc co będzie?

1.       Odwiedzić stomatologa, dowcipną i urologa i to nie wtedy kiedy będzie się coś działo tylko profilaktycznie. Nie to żebym miała z tymi lekarzami jakieś problemy czy bym się obawiała czy nie daj Bóg wstydziła, ale zazwyczaj to mówię sobie: tak, tak wiem , muszę iść i…odkładam na kolejny miesiąc czy kwartał (żeby było jasne stomatologa i dowcipną odwiedzam regularnie)

2.       Przeczytać 25książek – będzie więcej będzie super, ale muszę mierzyć siły na zamiary. Pracuję w obsłudze klient na różne godziny, mam w domu siedemnastolatka, który ma etap przejściowy 😊 i dwunastoletniego dyslektyka i dysortografa, więc nauka zajmuje nam trochę więcej czasu (zwłaszcza, że jest to bardzo ambitny dyslektyk)

3.       No dobra będzie zrzucić trochę kilogramów, jakby udało się 15 kg ale skutecznie bez jojo i przede wszystkim zdrowo to będzie sukces

4.       Więcej się ruszać bo teraz wygląda to tak: wychodzę z domu i wsiadam w samochód, jadę do pracy, parkuję pod firmą, do biura nawet nie wchodzę tylko jadę windą, po pracy w samochód i do domu.

5.       Chcę być szczęśliwym człowiekiem takim który będzie miał błysk w oku i radość na twarzy, wiadomo kłopoty i smutki też będą, ale takich oby było jak najmniej.

6.       Być bardziej regularną, systematyczną  w swoich działaniach: tych zawodowych, prywatnych, domowych i tych rodzinnych.

 Jak to chcę osiągnąć?

Pkt. 1 w telefonie ustawione już w kalendarzu przypominajki z koniecznością zapisania się do lekarzy

Pkt 2 mąż ściąga do czytnika książki, które chcę przeczytać, ale zacznę od tych, które dostałam od dzieci pod choinkę

Pkt 3 i 4 rzuciłam na Vitalii Wyzwanie punktowe Ewy, które ma mi pomóc, i do którego wszystkich zapraszam

Pkt 5 i 6 nie wiem jak to osiągnąć bo pewne rzeczy nie są zależne tylko ode mnie.

 Wiec do dzieła, trzeba zakasać rękawy i brać się do roboty, abym za rok mogła powiedzieć próbowałam i udało się!

A Wy robicie noworoczne postanowienia? Rozliczcie się później tak same przed sobą? Co zaplanowałyście?

Życzę Wam wszystkiego najlepszego na Nowy Rok, dużo zdrówka i sił  potrzebnych do realizacji Waszych postanowień.

28 grudnia 2019 , Komentarze (10)

Przygotowań mnóstwo, planów jeszcze więcej bo przecież kupić trzeba to i tamto, a i jeszcze żeby tego nie zabrakło... Itp starałam się podejść z rozsądkiem do przygotowań, zakupów, gotowania i pieczenia. Bo nie chciałam przy wigilijnej kolacji paść na twarz ze zmęczenia. Jednak cieszę się, że się skończyły bo to chyba były jedne ze smutniejszych świąt w moim życiu. Myślami byłam daleko, momentami jakbym miała nie swoje ręce, patrzyłam na mojego tatę i widziałam upływający czas, widziałam jak się zapomina, jak myli fakty, osoby... Normalny dół psychiczny. Pytam dzisiaj młodsze dziecię czego ma się nauczyć z geografii, a on mi wylicza: wyżyny, góry, morza, depresje, a mąż depresję to ma mama... I pewnie coś w tym jest. W nocy trochę padał śnieg więc w południe poszliśmy na spacer i trochę porzucaliśmy się śnieżkami. Ale była radocha!!! A do tego 8 km na świeżym powietrzu!! To taki wstęp do planowanych zmian w moim funkcjonowaniu. To takie małe kroczki, aby ruszyć swoje 4 litery z kanapy czy fotela - i żeby było jasne nie mówię tu nogach czy rękach. W koncu jak nie ja to kto? Jak nie teraz to kiedy? Pozdrawiam Ewa

25 grudnia 2019 , Komentarze (7)

Na początku życzę Wam z okazji ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA miłości, spokoju, wytrwałości, a przede wszystkim zdrowia. Moje plany przygotowania świat bez stresu i wysiłku spełzły na panewce. Bo mimo dokładnego planu wszystko się posypało: w poniedziałek czułam jakbym miała nie swoje ręce, jak kroiłam produkty na sałatki to zamiast raz-raz to kroiłam i kroiłam, ciasta jakoś dłużej się piekły, pierogi nie chciały się lepić, a uszka nie wychodziły jeden w jeden. Ale dałam radę. Przecież święta to nie wizyta sanepidu ani szefa kuchni z pięciogwiazdkowego hotelu, ale moi najbliżsi. Kilka dni temu rozmawialiśmy w pracy i świętach, całej tej bieganinie, magii świątecznej i koleżanka powiedziała, że nie lubi świat odkąd zmarła jej mama. I mimo, że przy stole wigilijnym są coraz to nowe osoby, a zupa rybna smakuje jak ta sporządzana przez jej mamę to ona dalej świat nie lubi. I coś w tym jest, za dwa tygodnie będzie pięć lat jak mojej Mamy już nie ma to święta nie są już takie same i nigdy nie będą. Staram się, aby moje dzieci zapamiętały , że święta to czas radości i wspólnego spędzania czasu, a nie tylko prezenty i niezadowolenie, że np. śledź jest za słony:) Teraz odpoczywam po świętowaniu zwłaszcza, że Wigilię i dzisiejszy dzień spędzałam w domu razem z dziećmi, mężem tatą i bratem czyli moja najbliższą rodziną i cieszę się, że ja mam choć czasem się kłóci, złości to jest moja. Na ten kolejny dzień świętowania życzę Wam wspólnie spędzonych radosnych chwil.... a o odchudzaniu pomyślimy później. 

22 grudnia 2019 , Komentarze (6)

Jeszcze dzień, jeszcze dwa... I już się zw sklepach szał, wózki wypchane po brzegi, a jakby można byłoby jeździć pomiędzy półkami na dwa wózki to dlaczegoby nie? A potem połowę ląduje w śmietniku... Jest taki mem ..nie wiem czy kojarzycie jak pani domu mówi do domowników przed świętami: nie jedzcie tego bo to na święta! A po świętach: no, jedzcie bo się zmarnuje!! Ja teraz siedzę przed kubkiem herbaty i zastanawiam się jak nie dać się zwariować? Czy Wy tez tak macie z ilością przygotowywanych potraw? A prezenty? Za wszelką cenę i każda ilość? To nic, że chłopiec ma 10 zestawów klocków, którymi się nie bawi i zazwyczaj są porozrzucane po całym pokoju? A dziewczynka ma 10 lalek i kupujemy kolejną bo jest taka śliczna? Myślimy o dzieciach, wnukach, mężach, żonach, rodzicach, teściach, dziadkach, siostrach, braciach, ciociach, wujkach itp a myślimy o sobie? Czy sami kupiliśmy sobie prezent świąteczny? A może kupiłysmy nową sukienkę czy perfumy, które tak bardzo nam się podobają, ale zawsze jest jakieś ale? Kiedyś moja znajoma powiedziała mi, wiesz w święta mogłabym mieć górę pomarańczy lub mandarynek, choinkę, która delikatnie by świeciła, włączone radio i książkę, abym mogła poczytać i odpocząć. A ja? Czy kupiłam nowa sukienkę? Nie bo wierzę, że kupię, ale 3 rozmiary mniejszą, w perfumy zaopatruje mnie mąż, ale mam pomarańcze i mnóstwo książek do przeczytania. Tylko, że jak już upiekę ciasta i przygotuje potrawy, które mam w głowie to nie wiem czy będzie mi się chciało poczytać hihihi. Dziś przyprawiam mięsko do pieczenia i robię śledziki, a potem ,,sie" zobaczy. Miłego dnia. Pozdrawiam 

21 grudnia 2019 , Komentarze (10)

dawno mnie tu nie było i nawet nie bardzo miałam czasu tu zaglądać, właśnie zobaczyłam, że ostatni wpis był we wrześniu i ten czas aż do teraz był bardzo intensywny. Tata dalej ma złamany krąg i nic się z tym nie zrobi, ale ten stan i tak pozwala mu na sprawne funkcjonowanie. Ja w grudniu wylądowałam w szpitalu, dwa tygodnie nerwów i oczekiwania na wyniki badań, potem płacz z radości, że wszystko jest w porządku. Waga poszybowała w górę i to znacznie i wiecie co? Chyba tego nie zauważyłam, a może nie chciałam widzieć? Nie będę ściemniać, że zaczynam dzisiaj, abym na wigilijnej kolacji zmieściła sie w sukienkę o 3 rozmiary mniejszą... Niemniej jednak zaczynam po świętach - nie po nowym roku, ale właśnie po świętach. Nie mam jeszcze jakiegoś konkretnego planu, ale nie będę głodować, stosować jakichś postów, zmniejszania żołądka. Teraz zastanawiam się, jak ogarnąć święta, abym w pierwszy czy drugi dzień świąt nie leżała w łóżku bo nie będę mogła się ruszać, będzie bolał mnie kręgosłup lub ręce. A Wy jak same wszystko robicie, czy dzielicie się obowiązkami?

23 września 2019 , Komentarze (8)

Że obiecałam sobie, że mam wziąć się za siebie... Że mam więcej się ruszać, zdrowiej jeść i odłożyć słodyczą na wysoką półkę.... Minął kolejny miesiąc, a jestem w głębokiej dziurze... Nie jestem osobą, która narzeka, załamuje się i jest ogólnie nieszczęśliwa... Ale... Od wczoraj to jakaś załamka, waga to dramat!!!! Nie pamiętam kiedy taka osiągnęłam.,czuje się jak Teletubiś, Olinek Okrąglinek i Kubuś Puchatek razem wzięci i wiecie go jest najgorsze? Że nie widzę widoków na lepsze, a dlaczego? Bo w pracy dym (pracuje w korporacji handlowej) więc zawsze za malo. Dzieci wróciły do szkoły i starszy siedemnastolatek ma na wszystko czas i jest najmądrzejszy, a ja to prehistoria. Młodsze dziecię patrzy na brata i zaczyna mnie testować. Wychodzę z domu po 7 rano i wracam około 19, a gdzie zakupy, obiady, jakieś codzienne sprawy? Mąż bardzo dużo mi pomaga, ale i tak nie możemy się ogarnąć... Na początku września mój tata upadł na kręgosłup i złamał krąg więc doszły wizyty lekarskie, od jednego lekarza do drugiego, a to załatwianie pielęgniarki, a to uruchomienie sąsiadki... Chyba za dużo jak na mnie. Człowiek chyba nie jest jednak niezniszczalny. Ponarzekałam troche, ale chyba tego potrzebowałam. 

13 sierpnia 2019 , Komentarze (12)

Witajcie 

Nie było mnie prawie dwa miesiące  (trochę się wydarzyło prywatnie i zawodowo) i tak powiem Wam, że zatęskniłam za Waszymi wpisami bo nawet nie miałam ich jak czytać. W lipcu miałam urlop i postanowiłam, że tu wrócę bo przecież urlop to dobry czas na zmiany. W tym czasie zawsze zwalniam psychicznie, a jednocześnie włącza mi się tryb AKTYWNOŚĆ. I tak było: jadłam regularnie i że śniadaniem!!! ( nie jestem ich fanką), dużo się ruszałam w trakcie dwóch tygodnie zrobiłam 177 km zarejestrowanych w aplikacji (ale nie zawsze ją włączałam) przełożyło się to na 10188 kcal i 2 kg spadku wagi więc jestem z siebie mega dumna. I mam oczywiście mocne postanowienie, taka passę trzeba podtrzymywać i co? I nikt czyli jak zawsze, dużo planów, a realizacji zero. Pierwszy tydzień po urlopie przeszedł tak, że nawet nie wiem kiedy więc kolejna decyzja, od poniedziałku znowu zaczynam czyli ogarniete posiłki i ruch... I co wyszło? Wczoraj rano śniadanko było, a jakże owsianka na mleku z jabłkiem i cynamonem... Pyszna; zjadłam nawet nie wiem kiedy, potem do pracy i kawka. Potem zjadłam na raty bułkę z zieloną sałatą i szynką, ale czuje, że jest coś nie tak.  Jest mi niedobrze, coś mnie boli brzuch/ żołądek...napije się herbaty. Dzwoni mąż i pada pytanie: co dziś po południu robimy? Więc ja mówię, że albo kije, slbo siłownia, albo rower. Przed 16 dzwonię do męża i mówię poproszę o gorącą herbatę, łóżeczko i termofor. Dziewczyny, wyglądałam jakbym była w ciąży w 9 miesiącu, wielki balon czy Teletubiś. Mąż pyta po co piłaś to mleko już tak miałaś... A ja no przecież od dzisiaj dieta i ruch... A mąż: twoja dzisiejsza aktywność to przejście do sypialni na górę po schodach i do łóżka. Ja naprawdę chciałam coś zmienić i jak zawsze wszystko pod górę. Ale się nie poddaję. Dzisiaj rano zjadłam śniadanie, a jakże, że co że ja nieznosząca sniadań nie nauczę się ich jeść??? Zjadłam więc pół grahamki z masłem i szynką.w pracy wypiłam lekką kawę, potem herbatkę, zjadłam bułkę i kilka paluszków, na obiad 2 naleśniki i jak na razie to wszystko. Wiem, że nudnie i mało, ale się trochę boję, mimo, że dzisiaj wyglądam lepiej...

Tak sobie założyłam, że spróbuję ograniczyć słodycze, które uwielbiam, 3-4 razy w tygodniu będę się uaktywniać fizycznie i ogarniać posiłki. Reszta wyjdzie w praniu hihihi. 

Zaczynam..

Pozdrawiam 

4 czerwca 2019 , Komentarze (1)

Witajcie,  po luźnej niedzieli plan na poniedziałek był taki: rano w domku śniadanko, pilnowanie diety, jakaś aktywność i woda.  O 6:45 rano dzwoni do mnie tata, że musi jechać na działkę (ja codziennie przed pracą do niego jeżdżę) bo dzwonił sąsiad, że woda na działce się leje i działka zalana. On zdenerwowany, ja też więc krzyczę do chłopaków że muszą się szybko zbierać bo podjedziemy zobaczyć co tam się dzieje. Wpadamy na działkę a tam tata w kaloszach chodzi i tylko słyszę chlup, chlup, chlup... Okazało się, że ktoś odkręcił kran i woda musiała się lać całą noc do w tej części gdzie rośnie trawa woda stała o było jej tak z 10-15 cm. Tata panikuje, że jakieś udrożnienie zrobi (ma 78 lat, jest schorowany, nie ma siły) a ja tata spokojnie do  południa nie będzie śladu upał jest to wszystko wyparuje. Kiedy przyjechaliśmy wieczorem było już sucho i po powodzi ani śladu. Ale powiem Wam, że ten rok na działce to jakiś pechowy: wsadziłam ogórki do szklarni - ktoś prawie wszystkie wykopał około 25 szt, posiałam pietruszkę- nie wzeszła i teraz ta woda... A po południu plewie sobie i widzę jak jedzie samochód i chce z działek wyjechać a tam zamknięta brama i gość wrzeszczy do siebie, że nie ma jak wyjechać a zgodnie z regulaminem wjechać można tylko w sobotę. Klucz do bramy ma mój tata, prezes i jeszcze jakiś gość z zarządu (który zresztą ma na pieńku z moim tatą, albo tata z nim bo już nie ogarniam, ale to gość który chciał zabrać mojemu tacie działkę bo na jednego roku zaniedbana i dlatego ja z mężem przepisaliśmy ja na siebie i na niej pracujemy). I gość wydzwania do kogoś nagle patrzę, a tu jedzie jakiś działkowiec na rowerze i mu te bramę otwiera, a my akurat wychodziliśmy z działki, a ten z samochodu się wydziera. Jakieś 10 minut silnik włączony, śmierdzi bo to jakiś ropniak więc się odzywam, że mógłby wyłączyć ten silnik bo od tego smrodu to boli głowa, a gość od bramy, żebym mu nie kazała wyłączać silnika bo on jak zgaśnie to już nie odpali i pyta mnie czy będę go pchała... A ja odpowiedziałam, że ja to najwyżej mogę zadzwonić na policję, że takim struclem jeździ i środowisko zanieczyszcza i stwarza zagrożenie. Gość od samochodu odjechał, a ja pytam tego od bramy o co ta awantura, a on mi na to, że ,,garbaty" nie chciał go wpuścić na działkę samochodem (chodziło o mojego tatę) ale się wscieklam, nawrzucalam temu od bramy o szacunku do innych ludzi i odeszłam. Brak słów, a potem ci starsi się dziwią, że młodzi nie szanują starszych. Chyba ten ktoś jest na mojej czarnej liście!!!. Poza tym dieta i woda była, a aktywność no cóż pracę na działce odchaczę jako aktywność.

Pozdrawiam i walczę dalej 

3 czerwca 2019 , Komentarze (6)

Wczoraj była piękna pogoda, upał i ani kszty wiatru, nie było czym oddychać... Ból głowy masakryczny... Ale wieczorem kiedy ból  już trochę zelżał pojechaliśmy na rowery. Nie była jakaś porażająca ilość kilonwtrow, ale 20 pękło :). Ale niestety był też kawałek ciasta leśny mech bo chłopcy mieli/mają urodziny, mrożoną kawka z lodami i kilka chipsów. Ale dzisiaj już grzecznie wróciłam na dobre tory. I tak będę trzymać!!! Pozdrawiam 

2 czerwca 2019 , Komentarze (14)

Witajcie dalej nie mam aktualizacji Vitalis więc widzę pamiętniki sprzed 3 czy 4 dni. Napisałam Wam, że moje młodsze dziecię na Dzień Dziecka zażyczyło sobie dzień z nami. Pomysłów miał wiele, ale nie wiedziałam co wybierze. Więc kiedy w sobotę parę minut po 5 się obudziłam (męża nie było bo poszedł pobiegać) zastanawiam się czy iść na kije... Stwierdziłam, że nie wiem co mały wybierze więc nie mogę być zmęczona i kije odpuściłam. Przed 8 rano jechaliśmy już rowerami do centrum miasta ponieważ były zapisy na udział w Paradzie Rowerów. To taka wspólna jazda ulicami miasta jakieś 22-25 km. Przy zapisach otrzymujesz okolicznościową koszulkę i o 11.30 rozpoczęcie parady. Mąż już brak udział w takich paradach, ja z małym po raz pierwszy i wiecie co? Było super!!! Fakt było bardzo gorąco, ale jak się widziało 1000 osób w takich samych koszulkach... kiedy jedziesz w czołówce peletonu odwacasz się i widzisz, że cała ulica to uczestnicy parady.. W sumie jechało ponad półtora tysiąca osób. Zakończenie parady było zaplanowane w parku, w którym odbywały się zawody kolarskie więc były doodatkowe atrakcje. Mój syn był już zmęczony, ale dzielnie udzielał wywiadu dla naszego radia i robił sobie zdjęcia z Mają Włoszczowską. Ponadto zaliczyliśmy jeszcze festyn z okazji Dnia Dziecka, który zorganizowała Jego szkoła więc w wyniku loterii wzbogaciliśmy się o kosz na drewno :):) Po przyjeździe do domu szybki obiad, bardzo szybkie zakupy i rozkładanie basenu na tarasie i napełnianie go wodą. Czekam teraz na rachunek za wodę bo 22 tys. litrow będzie kosztowało :(  Upiekłam ciasto bo mały ma 4 czerwca urodziny. Były oczywiście lody... Wieczorem dziecko powiedziało, że to był bardzo udany dzień i podziękował nam. Ale miło! Nie było żadnych prezentów i jestem przekonana, że bardziej zapamięta ten dzień niż np. kolejne klocki.

P.s.W sumie zrobiliśmy 46 km

Miłej niedzieli życzę i przepraszam, że Was nie czytam i nie komentuje, ale nie widzę wogole kto dodał wpis...

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.