Witajcie w to słoneczne popołudnie. Nareszcie słońce i jest ciepło!!! Jak ja tęskniłam do tej pogody, jak chciałam zrzucić z siebie kurtkę czy pełne buty. Majówka na zimna i smutną, a potem nadszedł tydzień pracy. Miałam wrażenie, że pracowałam od rana do wieczora, a i tak nie ma wyników. Z każdej strony słyszę to nie tak, tego za mało, a tamtego za dużo, próbuj jeszcze, próbuj bardziej,... To wszystko mnie przerasta, stresuje okropnie... Nerwy dają znać o sobie, szara smutna twarz, podkrążone oczy, włosy, które wychodzą garściami. Staram się nie poddawać, tłumaczyć sobie, że to wszystko zaraz się ułoży tylko trzeba poczekać więc czekam.... Kiedyś będzie lepiej! Staram sobie poprawić humor, ale jak na razie słabo mi to idzie. W połowie kwietnia byłam na pogrzebie sąsiada, z którym mieszkałam ponad 20 lat. Na początku maja zmarł przyjaciel mojego męża, a w sobotę był pogrzeb drugiego sąsiada i jednocześnie taty moich koleżanek. I to tak wszystko się skumulowało. Do tego matura syna, jakoś mu poszło. Na początku mówiłam:,,synu żebyś zdał" , a teraz ,,no wiesz też nie możesz zdać na minimum bo co potem" 😋😋😋. A on mi powtarza mama będzie dobrze, nie martw się, zdam!
Dieta: pierwszy tydzień ładnie trzymana, zgodnie z rozpiską, wypijana woda, byłam z siebie dumna, drugi tydzień to jakiś dramat! Jakiś totalny chaos w posiłkach, do tego @, wszystko pod górkę. Chyba chciałabym położyć się spać i obudzić, jak wszystko się ułoży.
Dajcie mi proszę motywację, kopniaka powiedzcie, że wszystko będzie dobrze, że zobaczę kg mniej...
pozdrawiam