Hej. Dziś od rana dzień na pełnych obrotach. Noc była też masakra bo młodszy syn pół nocy jęczał że chce iść na dwór... A od 5 rano płakał bo chce iść na huśtawkę... Przechodzi to samo co starszy syn jakieś 2 lata temu... Bunt... Ehh. Ciężkie dni będą teraz. Dziś też o wszystko krzyk. Płacz bo nie to nie tamto bo odkurzyłam dywan a on chce śmieci i tak w kółko. Także ciężko dziś było. Ale rano zawiozłam ich do przedszkola, potem zakupy w biegu zjadłam bułkę chałkę kawałek i banana poszłam w pole potem szybka kawka i koszenie trawy. Znowu w biegu zjadłam kromkę chleba z masłem i banan i po dzieciaki. Potem obiad pierogi z mięsem i popołudnie już ciągle awantury z synem.... Kolacja dwie kanapki z pasztetem. Wszystko policzone i wyszło 1700 kcal.
Woda 2.5 l
kroki 16 tys.
Jeżeli chodzi o męża to jest on ciężkim przypadkiem. Macie dużo racji. Powiedziałam mu żeby nie winił mnie za wszystko bo sam też mogły się bardziej zaangażować. Ale jakoś nie zareagował.
Wróciłam do tabletek od psychiatry....
Musze się wybrać do ginekologa bo dziś dostałam okresu w 23 dniu cyklu a moje cykle trwały średnio 28-30 dni. Więc coś się nie dzieje dobrze... I stąd moja waga tak się wahała w tamtym tyg.