Dziś jak nigdy, zamiast się kimnąć koło południa, poszłam na basen 🙂 W zasadzie to syn mnie wyciągnął. I dobrze, bo nasz aqwa zdrój zbudowano kilka lat temu, a jeszcze nie byłam. Zjeżdżalnie mnie nie kręcą, choć syn namawiał. Pływać zbytnio nie potrafię, choć kilka basenów zaliczyłam. Wymasowałam się za to za wszystkie czasy. I w jacuzzi i na biczach wodnych i na innych prądach. Relaks jak się patrzy. Szkoda, że syn tylko na urlop przyjechał, bo sama raczej się nie zmotywuje, żeby znów iść. Przy okazji spacer, bo na piechotkę w te i wewte i zrobione prawie 4 km. Plus poranny spacer z psem i biedronka, co daje do tej pory 10tys.kroków i spalonych kalorii 600. Jest dobrze.
Dietetycznie też się ładnie trzymam. Szkoda, że wzdęcia się nadal utrzymują. Dziś na obiadek zrobię sobie makaron ryżowy z jajkiem sadzonym. Na kolacje, hmm, może kanapka z serem żółtym. Zobaczę jeszcze jak to wyjdzie w bilansie dnia.